Tak, wiem że to jeszcze nie walentynki, ale mam silną potrzebę wyznania miłości. Miłości do pieluch muślinowych. I niech będzie, że jestem nienormalna, ale naprawdę się zakochałam - w tych jednych, jedynych od Imse Vimse. A dlaczego taka miłość nagła i intensywna - bo nie wyobrażam sobie dnia bez nich. Idealnie nadają się do wszystkiego, bo i do odbicia, do przytulenia, do ogrzania, do przetarcia. Mogą być prześcieradełkiem, kocykiem, ręczniczkiem. Mięciutkie, milutkie w dotyku, pięknie absorbujące zapach niemowlęcy, duże (bo 90 na 90 cm), bardzo praktyczne, beżowe (więc nie żółkną), po praniu nie trzeba ich prasować (choć można i są jeszcze milsze, miększe). Zwykła tetra może się schować. Nadchodzi nowa era - era muślinu. A te od imse vimse są z organicznej bawełny i wcale nie zabójczo drogie, bo ok. 37 za 4 sztuki. Ja mam sztuk 10 i piorę je na okrągło. Do kupienia m.in. w
tuliluli, pieluszkarni,
ekomaluszku.
2 komentarze:
są wspaniałe! Po wielu, wielu praniach ciągle mięciutkie i wcale nie zniszczone. Mój syn uwielbia się w nie wtulać i zasypiać
jak je wyciągnęłam po porodzie, położna była w szoku - takie duże???, a potem w jeszcze większym - ojej, jakie miękkie :-)
Prześlij komentarz